środa, 5 maja 2010

Zastrzelono mnie...

20 minut temu dostałam informację, że eks, który wpędził mnie w potworną depresję, z której wychodziłam prawie rok, żeni się... ogłuszono mnie tą wiadomością totalnie... pustka w głowie...

piątek, 30 kwietnia 2010

a o czym to ja chciałam...

Za dużo mam na głowie. Chyba pora używać tych małych karteczek z przylepcem na spodzie, bo inaczej zacznę gubić się w planach dziennych, albo co gorsza na dłuższy termin. Wiecie co? To chyba jakaś prawidłowość, że jak nic się nie dzieje, to nic absolutnie nie zakłóca spokoju ducha. Za to jak coś się zaczyna dziać, to na wszystkich frontach. Wycieczka dla pracowników, którą trzeba do końca zorganizować... magazyny na koniec miesiąca... zmiany w planie finansowym, bo znowu coś namerdał nasz Oddział... wraca młodzież z wakacji u dziadków... trzeba szybko po pracy lecieć po zakupy, chałupkę ogarnąć, zająć się pyskatym kotem z ADHD, pranie, gotowanie, zabawa z dzieciem... a na dodatek (jakbym miała mało), to jeszcze wczoraj popełniałam o takie cuś:) no bo po co odpocząć po szalonym dniu...



Wprawdzie przede mną najbardziej smrodliwy etap, czyli lakierowanie, ale to roba na spokojne (!!!!!) wieczory, pod warunkiem, że kocio zostanie zamknięte w pokoju Jędrka, inaczej praca nie ma sensu:D
No tak, zostały jeszcze 2 stołeczki, więc pewnie dziś machnę choćby farbą i na tym zakończę na razie prace... trzeba testy jeszcze przejrzeć z zamówień publicznych, bo leżą, kwiczą, wołają, a ja po prostu dostałam totalnej niechęci.
Mamy wiosnę, więc znowu dopadło mnie wysiewanie balkonowe... nie lubię ograniczeń wszelkich, ale ponieważ balkon ma taką właśnie ograniczoną powierzchnię, skazana jestem na skrzynki, doniczki i wszelkiego rodzaju inne naczynia:( ale nic to, na razie sieję w tym co mam, zaraz mi zabraknie ziemi i tylko modlę się, żeby kocica, czyli Duśka_Ty_diable nie wlazła tam i nie zaczęła szukać skarbów. Już próbuje, ale na razie udało się uchronić zieleninę, co już wylazła, od strat na urodzie:) Ta czorcica nie zna żadnych granic, żadna osłona jej nie zatrzyma, ostatnio przelazła na balkon 2 klatki dalej... Ciekawe po którym rodzicu odziedziczyła zdolności alpinistyczne.
Remonty. Niby skończyłam te, co robiłam w mieszkaniu, ale chyba jestem zdecydowanie walnięta i jakaś taka niekobieca... nie kręcą mnie ciuchy, kosmetyki, biżuteria, torebki, buty.. a nie, buty tak! No ale sami powiedzcie, czy jak Wam powiem, że moim ukochanym sklepem jest Casto, albo LM, albo OBI, to czy można o mnie powiedzieć, żem normalna? A ja naprawdę wchodząc tam ZAWSZE znajdę coś, co mogę wykorzystać na własnej ciasnej przestrzeni. Kocham przerabiać, poprawiać, przestawiać, zmieniać, przybijać, malować, tapetować. Chyba czas założyć własną firmę remontową:)
Ach! Skonczyłam półkę do kuchni robić:) Bo wieszak poszedł do ludzi i szwendały się po meblach łapki garnkowe:) No to zrobiłam coś dla się:D

I powiem Wam, że jestem z siebie dumna, że tak szybko udało się pomalować, pokleić, powiesić i zacząć używać. A teraz czas wracać do obowiązków... udanego długiego weekendu:)

czwartek, 29 kwietnia 2010

Dzień pierwszy....

Brzmi to jak początek terapii. Swego czasu pisałam pamiętnik na potrzeby ogarnięcia chaosu w życiu i pamiętam bardzo dobrze, jak trudno było zacząć, pozbierać rozpierzchnięte myśli, ułożyć je w sensowną i zrozumiałą całość. A teraz muszę powtórzyć to samo... To do roboty. W końcu najtrudniejszy jest pierwszy krok, nieprawdaż?
Kim jestem... 36-letnią dziewczyną. Bronię się przed określeniem "kobieta", choć pewnie byłoby bardziej na miejscu... ale ja mentalnie nadal jestem dziewczyną, nadal w środku czuję się bardziej nastolatką (no dobra, dwudziestokilkulatką) i nie wydaje się, żeby ten stan uległ w najbliżsyzm czasie zmianie:)
Jestem matką fantastycznego, szalonego, mającego ogień w pupie 2,5-latka, który potrafi dać naprawdę w kość swoim nadmiarem energii! Ale jak mawiała moja świętej pamięci babcia - Lepiej zbite niż zdechłe... szkoda, że mój syn tą dewizę bierze sobie tak bardzo do serca:)
Jestem córką i siostrą... staram się jak najlepiej wypełniać te role, ale niestety czasem brakuje cierpliwości, odwagi, asertywności... nie zrozumcie mnie źle, kocham moją rodzinę, jest dla mnie wszystkim, tylko czasem trudno nagiąć się do ram oczekiwanych przez nich zachowań. Może to wynika z mojego wrednego charakteru, może z chęci pokazania własnych możliwości, może z chęci udowodnienia, że sama też potrafię lepiej.
Ufff, nie wiem... Ten blog traktuję jak eksperyment. Pisanie dla własnej wiadomości jest zupełnie różne, od pisania dla ogółu. i pomyśleć, że jeszcze nie tak dawno pisałam o sobie tak: "Ja, autorka tych słów. Osoba radząca sobie z pracą, z opieką nad dzieckiem, remontem, planem dnia… Nieradząca sobie z samą sobą. Z własnymi problemami osobistymi, z emocjami, z życiem prywatnym. Matka 17-miesięcznego chłopca, będącego jedynym w tej chwili jasnym punktem w tym chaosie.".... Koniec z chaosem:) Słońce za oknem, cieplusio, życie nabiera barw:)